Nieznośnalekkośćpracy.pl

Normowany czas pracy zna z opowieści, przełożonych oglądał najwyżej w koszmarach sennych, zarabiać może nawet na biegunie południowym – jeśli uda mu się połączyć z internetem. Czy ktoś jeszcze nie zgadł, że chodzi o domainera?

Faktycznie, w rankingu popularności zawodów domaining plasuje się kilka pozycji niżej niż aktorstwo, ślusarstwo czy marketing farmaceutyczny. Między innymi dzięki temu przedstawiciele branży domenowej wciąż mogą liczyć na niezłe dochody. Ale wizja łatwego zarobku – zresztą nie zawsze realistyczna – to nie jedyne, co nęci łowców adresowych okazji.

Internetowy Klondike
– Domaining ma specyficzny urok. To pewnego rodzaju intelektualna przygoda połączona z zarabianiem pieniędzy – twierdzi Daniel Koperwas, inwestor z sześcioletnim doświadczeniem w branży. Domainer jest bowiem kimś na kształt poszukiwacza wirtualnych skarbów, które da się wymienić na realne pieniądze. Internetowa alchemia? Niektórzy nazywają to spekulacją. Domaining polega bowiem na inwestowaniu w rejestrację adresów www w celu ich droższego odsprzedania. Jednak w odróżnieniu od geszefciarzy rodem z Wall Street przedsiębiorcy domenowi nie mają problemów z przejrzystością i napędzają gospodarkę a nie bańki spekulacyjne.

Tylko spokojnie
Domainer nie ma szefa, ale pracuje wydajniej niż niejeden etatowiec. Co go motywuje? – To taka mała gorączka złota, przynajmniej na początku – śmieje się Koperwas. Trudno się nie gorączkować, gdy stopa zwrotu idzie w dziesiątki tysięcy procent, a kapitał początkowy to równowartość kilku biletów do kina. Jednak właśnie spokój i cierpliwość są w tej branży najważniejsze. – Nie wolno się ekscytować pierwszą lepszą ofertą od klienta zainteresowanego zakupem domeny. Tania sprzedaż wartościowego adresu to trwonienie kapitału potrzebnego na nowe inwestycje i opłaty za przedłużenie nazw – przestrzega Koperwas. Ale skąd domainer ma wiedzieć, która oferta będzie właściwa? Musi znać specyfikę branży, do której odnosi się nazwa i na tej podstawie ustalić cenę minimalną dla potencjalnego kupca. Ale skąd domainer… Cóż, na to nie ma recepty. Trzeba się orientować.

E-asy rider
Praca na własny rachunek wyrabia samodyscyplinę. Również domainer nie może pozwolić sobie na rozlazłość, ale jego życie w porównaniu z codziennością, dajmy na to, właściciela firmy budowlanej to bajka. – Domaining to połączenie dłubaniny i rozrywki – ocenia Koperwas. Na czym polega ta druga? – Wymyślanie nazw i kombinacji wyrazowych do rejestracji to frajda lepsza niż rozwiązywanie krzyżówki – entuzjazmuje się. Szczególnie, gdy okaże się, że nikt wcześniej nie wpadł na ten sam pomysł. Jednak przykładowy (zaproponowany przez Koperwasa) rozkład zajęć domainera nie przyprawi o ciarki na plecach zwolenników aktywnych form rekreacji. Na codzienne obowiązki “łowcy adresów” składają się:
- przegląd prasy domenowej, m.in. www.domainersdigest.com, www.aznews.pl, www.danieldryzek.pl, forum di.pl,
- przegląd najnowszych ofert i aukcji na giełdzie domen AfterMarket.pl,
- przegląd listy “spadających” (nieprzedłużonych) domen w serwisie Dropped.pl i ewentualne zlecenie przechwycenia wybranych adresów,
- poszukiwanie domen do rejestracji i analiza wartości “upatrzonych” nazw,
- negocjacje z klientami,
- obsługa parkingu domen (analiza i selekcja domenowego portfolio).
Pasjonujące? Dla koneserów – z pewnością.

Z bamboszy na salony
Penetrowanie cyberprzestrzeni w szlafroku, z podkrążonymi oczami i kubkiem kawy w ręce to wizja pracy domainera nieodbiegająca daleko od prawdy – ale głównie historycznej. Obecnie większość “łowców adresów” to prężni przedsiębiorcy, którzy albo łączą swoją pasję z innym zawodem, często z branży IT, albo dzielą się własnym doświadczeniem z rosnącym gronem zainteresowanych. Domaining jest bowiem nierozłącznie związany z marketingiem internetowym, a firma, która chce obecnie zaistnieć w sieci, bez fachowej porady zginie w gąszczu serwisów i pod presją konkurencji. “Łowca” w consultingowym wcieleniu doradzi więc, jak dobrać domeny, by łatwiej pozycjonować firmową witrynę i ograniczyć pole działania konkurencji, udzieli też wskazówek na temat optymalizacji strony internetowej oraz ewentualnych inwestycji w nazwy. Kiedyś z porad adresowych konsultantów korzystali głównie znajomi, teraz języka zasięgają również wielkie korporacje. Jednak nie tylko zapotrzebowanie rynkowe sprawia, że domenowa branża wychodzi z ukrycia – dbają o to sami przedsiębiorcy. Konsolidacji i organizacji domenowej społeczności sprzyjają ogólnopolskie imprezy typu MeetDomainers, a także lokalne zloty domainerów. Wciąż jednak domaining pozostaje fachem nieco… ezoterycznym.

Przemysław Ćwik

Zaloguj się Logowanie

Komentuj