Akcja „Pomagamy pszczołom” może mieć wpływ na mentalność rolników, którzy powinni wykonywać niezbędne zabiegi środkami ochrony roślin w sposób bezpieczny racjonalny i rozsądny. Jeśli dziecko będzie pielęgnowało ogródek z roślinami miododajnymi, to może dorosły dostosuje termin oprysku do pory oblotów pszczół.
Takim inicjatywom edukacyjnym należy tylko przyklasnąć – uważa Michał Fogg, dyrektor Polskiego Stowarzyszenia Ochrony Roślin (PSOR). Celem akcji „Z Kujawskim pomagamy pszczołom” jest zwrócenie uwagi na problem masowo ginących pszczół. Tymczasem pszczoły podnoszą plony rzepaku aż o 40 proc. Akcję sponsoruje producent oleju rzepakowego „Kujawski”.
Jak podkreśla ekspert, rygory nakładane w procesie produkcji, badań i rejestracji środków ochrony roślin są bardzo wyśrubowane i sprawiają, że pestycydy są coraz bezpieczniejsze. Jednak nawet środki nietoksyczne dla pszczół, nie dają pełnego bezpieczeństwa, jeżeli się na nich znajdą.
„Pszczoła potraktowana pachnącym środkiem jest jak człowiek, który się nie umył – ludzie się od niego odsuną w autobusie, a pszczoły-strażniczki owej pszczoły nie wpuszczą do ula. Dlatego tak ważna jest edukacja rolników w zakresie prawidłowego, a więc nie pokrywającego się z oblotami, stosowania środków ochrony roślin” – tłumaczył Michał Fogg.
Członkowie stowarzyszenia PSOR są kategorycznie przeciwni jakimkolwiek zabiegom wykonywanym w czasie oblotów. Według Fogga, rolnik musi wstać o 4 lub 5 rano, żeby skończyć zabieg do momentu, kiedy pszczoły wylecą z uli. Może też wykonywać opryski w nocy, bo współczesny sprzęt daje takie możliwości.
Jego zdaniem, zagrożenie wykonywaniem zabiegów w czasie oblotów może wystąpić zarówno na małych polach uprawnych, jak i w wielkich gospodarstwach, których właściciel zleca wykonanie oprysku w ściśle określonych terminach i kontroluje jedynie efekty, a nie przebieg prac.
Każdy rolnik, który wykonuje opryski pestycydami, musi wcześniej przejść szkolenie. Uzyskany w ten sposób dokument uprawnia do zakupu i przeprowadzenia zabieg. PSOR postuluje, żeby na każdym obowiązkowym szkoleniu dla rolników był obecny pszczelarz. Jego rolą byłoby przedstawienie konsekwencji nieprawidłowego oprysku i zaprezentowanie takich możliwości, które nie zagrażają zwierzętom zapylającym.
Problem nie dotyczy jedynie pszczół. Popularny szkodnik rzepaku, czyli słodyszek rzepakowy, niszczy tylko nierozwinięte pąki kwiatowe. Kiedy rozwiną się one w kwiaty ten sam pasożyt staje się owadem zapylającym. Nie wolno zatem, co niestety zdarza się na polskich wsiach, pryskać kwitnącego rzepaku.
„Zupełnym brakiem rozsądku jest wykonywanie wówczas zabiegu, gdyż słodyszek, jak i wiele innych owadów zapylających, pomaga rolnikowi zwiększyć plony. Wykazano, że wprowadzenie pszczół na duże pola rzepaku podwyższa plon nasion o 30 proc. Rolnik, który opryskuje właśnie rozkwitły rzepak, zwłaszcza w ciągu dnia, szkodzi pszczołom, dzikim owadom zapylającym, a także sobie, czyli po prostu nie zna się na swoim zawodzie” – ocenia Michał Fogg.
Zwolennik kampanii „Pomagamy pszczołom” uważa, że wiele problemów da się rozwiązać w małych społecznościach. Jeśli pszczelarz wstawia ule do sadu sąsiada żeby zwiększyć zapylanie, wówczas ów sąsiad z pewnością owych pszczół nie opryska. Sieć wzajemnych powiązań podnosi świadomość społeczną. Ludzie, którzy znają rolę pszczół w ekosystemie, chętniej przystaną na pewne niedogodności związane z pracą na roli, niż osoby, które nie są świadome, dlaczego w ogóle powinny zajmować się ginącymi owadami.
Od stycznia 2014 r. każdy rolnik w Europie będzie musiał stosować się do zasad zintegrowanej ochrony roślin. Zostało to opisane w dyrektywach unijnych, których kardynalną zasadą będzie bezpieczeństwo osobiste rolnika i bezpieczeństwo przyrody.
Akcja „Pomagamy pszczołom” propaguje m.in. tworzenie małych azyli w przydomowych ogródkach oraz na obrzeżach pól uprawnych i nieużytków.
Zaloguj się Logowanie