Jak wyliczają analitycy, tradycyjne chińskie banki oferują odsetki na średnim poziomie 0,35 proc. Z kolei inwestując poprzez Alibabę, Tencent czy Baidu można zarobić 6-8 proc. Według analityków McKinsey, już 1 do 3 proc. wszystkich chińskich kont oszczędnościowych to te wirtualne. Zjawisko wstrząsnęło tradycyjną bankowością.
Główną zaletą chińskiej bankowości elektronicznej jest to, że ściśle dopasowuje się do potrzeb użytkowników w oparciu o ich dotychczasowe decyzje.
„Sposób, w jaki te podmioty oferują produkty i usługi jest rewolucyjny. Reagują na każdą pojedynczą decyzję. Oferta dla użytkownika jest więc dokładnie skrojona na jego miarę. To coś, na co banki dotychczas nie wpadły.”
Alibaba ruszyło z nową ofertą w zeszłym roku. Od wtedy funkcjonuje również inna usługa serwisu – Alipay – która umożliwia inwestowanie drobnych kwot pozostałych na koncie na koniec miesiąca.
Po sukcesie Alibaby w jego kroki poszły Tencent i Baidu. Tym sposobem internetowi potentaci weszli na rynek nieco zapomniany przez tradycyjne chińskie banki. Wielu Chińczyków podchodzi jednak do sprawy sceptycznie.
„Nie do końca wierzę, że to bezpieczne. Mogą ukraść moje hasło albo przechwycić różne informacje.”
„Bardziej ufam bankom. Są stabilniejsze, ponieważ wspiera je państwo.”
Zdaniem analityków McKinsey, w Chinach może być nawet 300 mln osób, które zainteresuje taki rodzaj usług. Dlatego tamtejszy nadzór finansowy przygląda się teraz pilnie takim ofertom, by zwiększyć bezpieczeństwo inwestorów. Co nie znaczy, że będzie szukać dziury w całym – zdaniem analityków, bankowość elektroniczna może być dużym krokiem w kierunku zmiany chińskiego systemu finansowego. Pytanie brzmi, czy obiecany zysk w wysokości 6-8 proc. można osiągać długoterminowo.
„Naszym zdaniem nie można. Uważamy, że oferujący te usługi będą musieli zaproponować mniejszy zwrot. Dziś chcą narobić dużo szumu, zachęcić nowych klientów.”
Jednym z nich jest Yeun. Nie bał się powziąć ryzyka. Wszak widzi, że kwota na jego koncie rośnie.
Zaloguj się Logowanie