70 proc. chorych opuszcza szpital w stanie niedożywienia

Według ostrożnych szacunków co trzeci pacjent przyjmowany do szpitala jest niedożywiony. Jeszcze więcej, bo 70 proc. chorych, opuszcza szpital w stanie niedożywienia – alarmują eksperci w ramach kampanii „Żywienie to leczenie”. 

Dr Stanisław Kłęk, prezes Polskiego Towarzystwa Żywienia Pozajelitowego i Dojelitowego (PTŻPiD), twierdzi, że leczenie żywieniowe wciąż nie jest w polskiej służbie zdrowia doceniane, zarówno przez lekarzy, jak i Narodowy Fundusz Zdrowia. A powinno być ono integralną częścią leczenia, jak w większości krajów Unii Europejskiej.
„Traci na tym zarówno chory, jak i służba zdrowia, bo źle odżywiony pacjent to większe koszty leczenia, więcej jest też powikłań w niemal wszystkich jednostkach chorobowych” – przekonuje dr Kłęk powołując się na dane amerykańskie, z których wynika, że chory leczony z powodu infekcji kosztuje 42 tys. dolarów, gdy nie jest prawidłowo żywiony. Włączenie leczenia żywieniowego zmniejsza je do 18 tys. dolarów.

„Niedożywienie zwiększa też śmiertelność chorych” – udowadnia dr Kłęk przedstawiając dane wskazujące, że niedobór masy ciała sięgający 20 proc. zwiększa śmiertelność okołooperacyjną aż o 30 proc. „Tymczasem na wielu oddziałach szpitalnych, takich jak chirurgia, interna, ortopedia czy pulmonologia, niedożywionych jest od 27 proc. do 48 proc. chorych” – powiedział.

W jego ocenie, jeszcze gorzej jest na oddziałach onkologicznych. „W stanie niedożywienia jest tam 20 proc. chorych na raka jelita grubego, 40 proc. z rakiem żołądka, 60 proc. z rakiem trzustki oraz 80 proc. cierpiących na raka przełyku” – raportował dr Kłęk. Dodał też, że 20 proc. chorych na nowotwory złośliwe umiera nie tyle z przebiegu samej choroby, co z niedożywienia.

„Nie mogę tego zrozumieć – podkreślał dr Kłęk. – Za wielkie osiągnięcie uważa się zwiększenie skuteczności leczenia raka choćby o kilka procent, tymczasem odpowiednie żywienie medyczne może poprawić efekty terapii nawet o 10 proc., ale z tego nie korzystamy”. Podkreślił, że leczenie żywieniowe powinno być elementem leczenia onkologicznego, zarówno u chorych po operacjach, jak i radio- i chemioterapii.

Dr Piotr Szybiński, sekretarz PTŻPiD, przekonuje, że człowiek chory potrzebuje więcej energii i składników odżywczych, a jednocześnie z powodu choroby ma kłopoty z jedzeniem. Dlatego tak ważne jest odpowiednio wczesne wprowadzenie żywienia medycznego, które poprawia samopoczucie, ale też wspomaga leczenie i dodaje sił do walki z chorobą.

Marek Lichota ze Stowarzyszenia Pacjentów „Apetyt na życie” powiedział, że stracił 30 kg po miesięcznym pobycie w szpitalu i czterech zabiegach z powodu choroby Leśniewskiego-Crohna. „Byłem skrajnie wychudzony, rany długo nie chciały się goić, ważyłem zaledwie 50 kg przy 186 cm wzrostu” – wspominał. Pomogło mu tzw. żywienie pozajelitowe, które stosuje samodzielnie w warunkach domowych.

„To jedna z metod żywienia leczniczego” – powiedziała dr Kinga Szczepanek z NZOZ Nutrimed. Dodała, że najczęściej stosowane jest uzupełniające żywienie doustne, najlepiej przy użyciu preparatów dietetycznych. Dopiero jeśli nie daje ono pożądanego efektu, zalecane jest żywienie dojelitowe (poprzez tzw. zgłębnik lub przetokę odżywczą) lub pozajelitowe (za pośrednictwem kaniul założonych do żył centralnych lub obwodowych).

Według dr Szczepanek, do jednej z odmian takiego żywienia kwalifikują się chorzy, którzy w ciągu 3-6 miesięcy stracili 10-15 proc. masy ciała albo gdy ich wskaźnik BMI spadł poniżej 23,5 punktów. „U chorych ze wskaźnikiem poniżej 17 punktów leczenie żywieniowe jest już bezwzględnie konieczne” – podkreśla dr Szczepanek.

Według dra Szybińskiego, niedożywienie nawet u osoby zdrowej może być tolerowane najwyżej przez 7 dni. Później trzeba wprowadzić żywienie medyczne. I należy je rozpocząć jeszcze zanim chory znajdzie się w szpitalu, bo to jeszcze bardziej poprawia wyniki leczenia.

Zaloguj się Logowanie

Komentuj