Internet w telewizorze nie zachwyca

W ciągu ostatnich pięciu lat coraz więcej urządzeń stawało się „końcówkami” globalnej sieci internetowej. Mamy Internet w komputerze, laptopie, komórce, tablecie, lodówce, odtwarzaczu MP4, odbiorniku radiowym, odtwarzaczu DVD i Blu-Ray, sieciowym odtwarzaczu multimedialnym, a ostatnio przyszła kolej na telewizory. Czy naprawdę potrzebujemy w telewizorze sudoku, Facebooka i wiadomości z Onetu?

W ostatnim roku pojawiło się wiele technologii, których głównym zadaniem jest umilanie nam domowych rozrywek. Dalszy (po Nintendo Wii) rozwój technologii „natural user interface” zaowocował m.in. pojawieniem się na rynku kontrolerów PlayStation Move oraz przystawki Kinect do konsoli Xbox. Na fali popularności filmu „Avatar” wypłynęli producenci sprzętu RTV, którzy jako pierwsi zdecydowali się zaproponować rozwiązania pozwalające na wyświetlanie obrazu w trójwymiarze.

Co więcej, obecnie praktycznie każdy nowy telewizor i odtwarzacz DVD bądź Blu-Ray przystosowany jest do obsługi Internetu. Jeszcze dwa lata temu producenci umożliwiali w ten sposób jedynie aktualizację oprogramowania sprzętowego. Obecnie tworzy się wiele gotowych do ściągnięcia aplikacji dedykowanych telewizorom. Można wręcz odnieść wrażenie, że producenci zmierzają do umieszczania możliwie jak największej liczby aplikacji, wtyczek, rozszerzeń, programów w każdym urządzeniu z dostępem do Internetu. Pytanie tylko: czy to ma sens?

Multitasking w XXI wieku

Modelowy przykład: Facebook. Mam go już w komputerze i na komórce. Korzystanie z serwisu w ten sposób jest bardzo komfortowe: mogę w miarę szybko dowiedzieć się, gdzie na świecie jest aktualnie konflikt zbrojny, co słychać u moich znajomych, wrzucić zdjęcia z wyjazdu i obejrzeć polecany przez kolegę nowy film o Forfiterze. To, co mnie absorbuje to treść. W dużej mierze tekst, bo przecież pomimo rosnącego znaczenia contentu audiowizualnego Internet to wciąż głównie medium czytane. Przeglądam więc strony internetowe i czytam.

Kiedy jednak włączam telewizor, oczekuję zupełnie innego rodzaju zaangażowania. Jeśli mam laptopa na kolanach sprawy na Facebooku załatwiłem już lub załatwiam równocześnie oglądając „Doktora House’a”. Korzystając z telewizora, mogę obejrzeć film, pograć na PlayStation, ewentualnie obejrzeć Omenę Mensah zapowiadającą pogodę, chociaż i tak częściej pewnie wejdę na ulubiony serwis pogodowy. Wylegując się na kanapie cztery metry od telewizora, szczegółowe informacje mam już na podręcznym ekranie, w telewizorze mogę więc poszukiwać głównie rozrywki. Jeśli już natomiast szukam informacji, to podanej w taki sposób, abym mógł ją pozyskać możliwie biernie, np. słuchając lub oglądając materiał wideo.

Biorąc pod uwagę różne wzorce konsumowania treści (komputer – aktywnie, telewizor – pasywnie), zastanawia może, dlaczego do nowych telewizorów uporczywie wkłada się Facebooka i Twittera? Czy można wygodnie z nich korzystać siedząc na kanapie? Czy content sieciowy, dostępny w telewizorze i oparty w dużej mierze o tekst będzie dla mnie szybszy i wygodniejszy niż treści dostępne z poziomu komputera, tabletu albo komórki? Szczerze w to wątpię.

Strony: 1 2

Zaloguj się Logowanie

Komentuj